niedziela, 24 stycznia 2016

Muzeum Regionalne Ziemi Limanowskiej

Nie każdy jest entuzjastą muzeów. Nie każdy musi nim być. Ale każdy powinien odwiedzić to muzeum, które opowiada o jego regionie. Nawet jeżeli ten region jest "jego" dopiero od kilku miesięcy. Z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że należy znać historię. Przynajmniej trochę. Po drugie można w muzeum spotkać przystojniaka, który po nim oprowadzi i poopowiada o eksponatach.
Do Muzeum Ziemi Limanowskiej warto zajrzeć również z innego powodu. Jego siedzibą jest Dwór rodziny Marsów, piękny budynek z łamanym dachem położony w całkiem sporym parku. Miejsce przyjemne, blisko rynku i całej reszty centrum Limanowej (z tego względu, że centrum Limanowej takie duże nie jest...). Co do drugiego powodu- przystojniaka w muzeum spotkałam raz, zaraz po przeprowadzce. Ani w trakcie wcześniejszych, ani późniejszych wizyt go nie było. Ale może będziecie mieć szczęście i dowiecie się czegoś więcej o regionie nie tylko od niego, ale i innych pracowników muzeum.
A jest się o czym dowiadywać. Mimo, że muzeum nosi nazwę "ziemi Limanowskiej" nie myślcie, że prezentowane tam eksponaty dotyczą tylko tego miasta i jego mieszkańców. Bo to określenie odnosi się do wielu grup zamieszkujących okoliczne tereny. Jest i wyposażenie apteki, pierwszej w Limanowej, i mieszkania z lat 20, stroje górali i lachów z kilku wsi, a także zabawki, garnki, skrzynie, piec, ozdoby, maselnice, serownice i krosno. Oj, wiele, wiele eksponatów na niewielkiej przestrzeni. A mimo wszystko jest też miejsce na wystawy czasowe- były już rysunki dzieci, była wystawa sztuki kaligrafii, a także wystawa poświęcona zespołowi regionalnemu.

Szczególną ozdobą muzeum jest wystawa dewizek. Prezentowane są najróżniejsze, od prostych po niezwykle ozdobne. Od regionalnych po zagraniczne. Patriotyczne i zaborców, przyrodnicze i zawodowe- cały przegląd. Ciekawa wystawka, każdy znajdzie coś co się mu spodoba.
Wystawa przedstawiająca wnętrza z lat 20' pełni również saloniku twórczości. Za każdym razem trafiałam na inną wystawę, warto więc zaglądać do niego nieco częściej niż raz w życiu.
Po zwiedzaniu warto przejść się po parku, obejrzeć pomnik przyrody, posiedzieć na ławce, a także zobaczyć drewniany wiatrak i kaplicę. A potem można spokojnie przespacerować się na rynek, odwiedzając którąś z okolicznych kawiarni (albo wszystkie...), albo wybrać się do kina "Klaps" na film. Można też po prostu przejść się bulwarami. Bo Limanową warto poznać, nawet jeśli się już w niej mieszka.

wtorek, 12 stycznia 2016

Dlaczego warto odwiedzić Limanową w ferie?

Ferie się zbliżają, a nie każdy ma możliwość wziąć urlop i wyjechać do ciepłych krajów przeczekiwać mrozy. Można jednak ten czas spędzić w okolicach Limanowej, miasta w Beskidzie Wyspowym, lepiej je poznając, a może nawet odkrywając na nowo. Oto kilka moich propozycji, zarówno dla miejscowych, jak i dla osób które są w mieście choćby przejazdem. Wszystkie miejsca łatwo osiągalne, nie wymagające wielkich umiejętności, ani posiadania specjalistycznego sprzętu, co jest ważne zwłaszcza w warunkach zimowych. Większość można zobaczyć nawet w jeden dzień.

1. Miasto
Muzeum Regionalne Ziemi Limanowskiej
Siedzibą Muzeum jest Dwór Marsów ulokowany w uroczym parku. Wewnątrz można zobaczyć stroje ludowe, typowe sprzęty, wystawę dewizek i oryginalne wnętrze pierwszej apteki w Limanowej. Muzeum nie jest duże, a większość eksponatów nie podpisana, jednak pracują tam mili ludzie, którzy opowiedzą o interesujących nas przedmiotach. Zawsze jest też jakaś ekspozycja czasowa- warto sprawdzić czy jest coś co nas interesuje.
Dwór Marsów- siedziba Muzeum Ziemi Limanowskiej

W Muzeum można też kupić pocztówki przedstawiające dawna Limanową, oraz interesujące gry planszowe nawiązujące do wydarzeń historycznych.
Ekspozycja przedstawiająca pierwszą aptekę w Limanowej
Galeria wizerunków Marii z całego świata
Na tyłach Bazyliki Matki Boskiej Bolesnej. Wejście znajduje się od ulicy księdza Łazarskiego, ale można przejść również przez teren Bazyliki. Najlepiej ciepło się ubrać, ponieważ galeria znajduje się na zewnątrz i możemy nieźle zmarznąć.
W galerii przedstawiono szeroki wachlarz wizerunków, każdy podpisany miejscem pochodzenia. Wyraźnie można zaobserwować regionalność z jaką przedstawiana jest Maria w różnych miejscach świata, oraz nawiązania do innych kultów w tych pochodzących z najbardziej egzotycznych miejsc.
Spacer rynkiem i okolicami
Jak daleko sięgała dawna Limanowa? Warto sobie to wyobrazić. Dwór Marsów należał już do Starej Wsi, budynki przed nim również. Limanowa była więc malutka. A gdzie mieścił się browar? Które budynki są najstarsze? Gdzie znajdują się pozostałości cmentarza żydowskiego? Postaram się to opisać, ale odpowiedzi na te tematy udzielą również pracownicy muzeum i Punktu Informacji Turystycznej. W tej ostatniej można też dostać darmową mapkę zarówno Limanowej jak i przebiegającego przez nią Szlaku Frontu Wschodniego.
Rynek w Limanowej w swojej jesiennej szacie.
2. Okolice
Szlak Architektury Drewnianej
Można go oglądać nawet nie wysiadając z samochodu, jednak warto zatrzymać się i obejrzeć. Większość obiektów to kościoły, jednak przy drodze stoją również piękne drewniane domy, zimą dobrze widoczne, ponieważ nie zasłaniają ich liście.
Polecam trasę z Limanowej do Nowego Sącza przez Pisarzową i Męcinę. Przemierzam ją codziennie w drodze na uczelnie i wciąż mnie zachwyca. Wskazówka: kościoły są po lewej stronie, inne drewniane budynki po prawej. Niektóre ukryte w krzakach, inne na wzniesieniu, najczęściej niestety zaniedbane, ale wciąż potrafią zachwycić. Druga droga, przez Wysokie nie ma takich atrakcji, za to jest jedna z najbardziej widokowych. Tak więc radzę jechać do Nowego Sącza i wrócić ;).
Cmentarz Wojenny- Jabłoniec
Znajduje się przy samej drodze, jednak warto zaopatrzyć się w łańcuchy bo podjazd dość stromy i może być zaśnieżony. Można też wybrać się na spacer niebieskim szlakiem z Parku Miejskiego w którym mieści się Muzeum Regionalne Ziemi Limanowskiej.
Grób Othmara Muhra który zginął dokładnie w tym miejscu
Jesienią i zima widać panoramę która roztacza się z cmentarza
Cmentarz na Jabłońcu jest najbardziej reprezentatywny. Składa się z dwóch części. Niegdyś miał się z niego roztaczać piękny widok, niestety drzewa obecnie skutecznie przeszkadzają. Zima jednak umożliwia przynajmniej częściowe dostrzeżenie zamierzonego przez projekt widoku.
Niedaleko znajduje się jeszcze cmentarz wojenny w Golcowie, oraz inne, mniejsze cmentarze.
Stacje Kolejowe
Obecnie nie pełniące już swojej funkcji, jednak dalej piękne. Niektóre budowane w czasach Galicyjskich, gdy kolej w tym rejonie sprawnie funkcjonowała. Głównie dla zapaleńców i fanów kolei, ale warto obserwować czy nie pojawią się jakieś możliwości przejazdu zabytkowym składem. Niestety ostatnio często odwoływane.
3. Góry
Miejska Góra
Niewymagająca góra, jednak trzeba wejść, ponieważ próba wjazdu samochodem, nawet terenowym, dla osoby która nie korzysta z tej funkcji zbyt często (to znaczy codziennie jadąc na zakupy...) może zakończyć się uszkodzeniem pojazdu. Warto wjechać ulicą Leśną do końca a potem wybrać jedną z dwóch tras i przejść się. Przy jednym ze szlaków umieszczone są stacje drogi krzyżowej, na samym początku widać też drewniany budynek schroniska.
Na samym szczycie znajdują się budynki dawnych drewnianych gospodarstw (domy prywatne i sezonowo zamieszkałe) oraz Krzyż Milenijny z którego tarasu widać Beskid Wyspowy, Beskid Sądecki, Gorce, a jeśli dopisze szczęście również Tatry.
Widok z Miejskiej Góry
Wieża widokowa pod Jaworzem
Przy dobrej pogodzie pięknie widać z niej Tatry, jest to też doskonałe miejsce na oglądanie wschodów i zachodów słońca. Można dojechać w pobliże samochodem, jednak droga jest nieutwardzana i trzeba zachować ostrożność. Pod wieżą znajduje się spora wiata turystyczna i miejsce na ognisko.
Widok spod wieży widokowej pod Jaworzem na Tatry
4. Aktywnie
Trasy narciarskie
Istnieje kilka tras narciarstwa biegowego, a w najbliższej okolicy Wyciąg Narciarski na Łysej Górze "LimanowaSki". Dobre miejsce dla początkujących narciarzy (jak ja), którzy mogą wypożyczyć sprzęt i rozpocząć naukę na niezbyt stromym stoku. Ale nie tylko. Dysponuje trzema trasami o różnych poziomach trudności. Dla tych którym ten sport nie podpasuje jest możliwość poczekania na resztę rodziny w igloo popijając gorącą czekoladę(to też ja), lub na górnej stacji zajadając pysznego pstrąga.
Kierunkowskaz na szczycie Łysej Góry
Z Łysej Góry można też przejść na Miejską Górę- obydwie dzieli niezbyt głęboka dolina. Warto mieć ze sobą  przynajmniej buty chroniące kostkę- zejście zimą może być oblodzone i śliskie.
Z innych stacji narciarskich w okolicy: w Laskowej i w Kasinie Wielkiej. Osobiście z nich nie korzystałam, ale słyszałam o nich dobre opinie.
Geocaching
Ciekawa zabawa polegająca w skrócie na wyszukiwaniu skrytek (z listą znalazców i ołówkiem którym można się dopisać) pod podanymi na portalu geocaching.com współrzędnymi. Trzeba przy tym pamiętać o tym, żeby nie rzucać się za bardzo w oczy i schować skrytkę tak jak ją znaleźliśmy, żeby osoba nieświadoma istnienia tej zabawy nie zniszczyła skrytki ani nie wyrzuciła.
Nie wszystkie skrytki są też łatwo dostępne, a niektóre niestety przepadły, jednak szukanie ich może być świetną zabawą dla całej rodziny.
Jazda Konna
Tereny wokół Limanowej są doskonałe do jazdy w terenie, każda stadnina prowadzi również lekcje dla początkujących i dla dzieci. Warto wcześniej zadzwonić i umówić się na jazdę, oraz zapytać jaki strój byłby najlepszy na jazdę zimową porą. Jako wiecznie początkujący jeździec dodam, że zima jest dobrym czasem na naukę- konie nie są gryzione przez owady i dzięki temu spokojniejsze. Ale spodnie i tak muszą iść do prania. Nawet najczystszego konia czuć koniem.

Nie są to oczywiście wszystkie atrakcje ziemi Limanowskiej. Z wielu sama jeszcze przez pół roku mieszkania tu (i 7 pomieszkiwania) nie zdołałam skorzystać i planuje dalej odkrywać co ma nam ten region do zaoferowania. Istnieją jeszcze liczne szlaki turystyczne Beskidu Wyspowego, darmowe lodowisko, izby regionalne, domy folkloru, kino, biblioteki ze swoją działalnością kulturalną i izbami tradycji, a nawet cmentarze miejskie z grobami z czasów wojny. Miasto organizuje również zajęcia dla dzieci. Zachęcam do dzielenia się swoimi pomysłami, ciekawymi miejscami, a także zawsze interesującymi opowieściami.

Zobacz też profil Idę Gdziekolwiek w mediach społecznościowych i bądź na bieżąco:
Facebook: Idę Gdziekolwiek
Instagram: IdeGdziekolwiek

sobota, 9 stycznia 2016

Grudzień 2015, czyli w poszukiwaniu śniegu na Mogielicy

Cóż, w grudniu zima nie zaszalała. Jakoś tak ciepło było, bazie się gdzieniegdzie pojawiały, szaliki były jedynie ozdobne, a zimowym oponom było głupio. Za to aura mimo, że niestosowna na obecną porę roku wyjątkowo sprzyjała wycieczkowaniu. I tak pewnego szczególnie dobrego dnia wybrałam się z rodzinką i znajomymi na Mogielicę, najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego mierzący aż 1171 m n.p.m. To była moja trzecia wizyta na tej górze i zdecydowanie najlepsza. Widoki były piękne, czułam się świetnie i nawet nie puchłam, co niestety często mi się w górach zdarza.

Wybraliśmy najłatwiejszą trasę, szlakiem zielonym z Przełęczy Rydza-Śmigłego. Uwielbiam tę trasę zwłaszcza z powodu płaskich odcinków na których mogę odpocząć i wyrównać oddech nie tracąc rozpędu. Poza tym przy parkingu koło wejścia na szlak znajdują się pomniki, w tym ten poświęcony przyszłemu marszałkowi i jego oddziałowi, który zdobył wioskę zajętą przez wojska rosyjskie bez strat w ludziach.
 Trasa wiedzie w większości przez las, więc widoki podziwiać można tylko przez prześwity i na polankach. Przy pogodzie jaką mieliśmy było to nawet dobre rozwiązanie, ponieważ silny wiatr i tak nie pozwalał zbyt długo cieszyć się widokami, a drzewa jednak trochę od niego osłaniały.
Ostatnia polana przed wejściem na szczyt miała klimat bieszczadzkich połonin i mniej więcej podobnie wiało. Za to już tam były niewielkie placki śniegu, a zacieniona ścieżka w lesie była zamarznięta i miejscami śliska.
 Jednak największą atrakcją Mogielicy są widoki z Wieży Widokowej. Widać Tatry, Babią Górę i ponoć nawet Kraków. Oczywiście gdy warunki temu sprzyjają. W naszym wypadku wystarczyła świadomość, że "tam za chmurami" to Babia Góra. Zawsze coś.
 Pięknie prezentuje się z tej perspektywy Beskid Wyspowy. Dzięki lasom mieszanym jest piękny o każdej porze roku. Wczesną jesienią pełen jest czerwieni i żółci, zaś późną jesienią i bezśnieżną zimą wcale nie jest szary, a zielony i żółto-brązowy.
 Na wieży ciężko było ustać, a nawet utrzymać telefon w ręku, tak wiał wiatr. Mimo to zrobiłam jeszcze parę zdjęć w tym Polany Stumorgowej. 
 W końcu trzeba było zejść bo zimno zmusiło mnie do założenia rękawiczek. Na dole czekało na nas ognisko, którego pilnowała mniej odważna część wycieczki i ciepła herbata.
 Po ugaszeniu ogniska śniegiem (tak, znaleźliśmy na tyle śniegu!), przeszliśmy kawałek na polanę z krzyżem z której rozpościerał się piękny widok.
 Było to dobre miejsce na zdjęcie grupowe, oraz zdjęcie Szczura Wędrownego, niezwykle fotogenicznego pluszaka.
W drodze powrotnej rozdzieliliśmy się, ponieważ każdy szedł własnym tempem. Dzięki temu ja z siostrą zobaczyłyśmy biegnące przez las łanie, które przeskoczyły przez drogę zaraz przed nami, a tata próbował łapać owcę, która zgubiła się w lesie. Nic dziwnego- w końcu w lasach wokół Mogielicy żyją wilki, które atakowały już stada owiec.
Ta krótka wycieczka nie mogła by się odbyć bez specjalnego udziału jesieni, która postanowiła przedłużyć sobie pobyt w Beskidzie Wyspowym. Już trzy dni później mróź był na tyle mocny, że szanse na tak udaną wycieczkę niemal zupełnie zmalały.

wtorek, 5 stycznia 2016

Budapeszt: Rejs po Dunaju i spacer po mieście

Po nocy w fantastycznym hostelu Casa de la Musica przyszedł czas na drugi dzień wycieczki. W planie był rejs po Dunaju i do wyboru: wizyta w operze lub szwendanie się po mieście w czasie gdy inni będą oglądali Madame Butterfly.
Zacznę może od hostelu. Zajechaliśmy tam ciemną nocą. Wszędzie ciemno i raczej ponuro. Wchodzimy do bramy poobklejanej plakatami, schody w prawo, pierwsze piętro... i już robi się weselej. Kolorowe ściany, dziedziniec, krótka odprawa po angielsku, o której wspomniałam ostatnio i porozdzielanie grup do ich pokoi. Nam trafił się High Heels z własną łazienką i blisko prysznica i ubikacji na korytarzu. Pościel czysta, dwupiętrowe łóżka wygodne, ściany kolorowe, a pokój z balkonem- więcej niż można by wymagać. A w dodatku w hostelu była sympatyczna kuchnia z rysunkami zagranicznych gości na ścianach (i suficie) oraz różnymi herbatami i kawami. Atmosfera iście chatkowa, a taką lubię.
Rano musieliśmy się zebrać i w grupach pojawić na śniadaniu. Byłam przekonana, że to nasz pokój się spóźni, ale byliśmy pierwsi i mieliśmy pełny wybór: jajecznicę, wędliny, płatki z mlekiem, ciasto marcepanowe i kawa.
Po śniadaniu, oddaniu kluczy i użytych przez nas poszewek mogliśmy wreszcie wsiąść do autokaru i pojechać nad rzekę.

I teraz kilka słów o samej rzece, bo jest naprawdę ciekawa.Dunaj to nie tylko druga co do wielkości rzeka w Europie, ale też płynąca z zachodu na wschód w odróżnieniu od wszystkich innych wielkich rzek europejskich. Dunaj ma też spore dorzecze, którego fragment znajduje się nawet w Polsce poprzez Czarną Orawę. Przepływa przez 10 państw, a przez prawie 40% jej biegu jest rzeką graniczną.

Budapeszt został zbudowany tak, żeby najlepiej prezentował się od strony rzeki. Widać to wyraźnie zwłaszcza po Parlamencie, ale nie tylko. Panorama nadbrzeży Dunaju w Budapeszcie wpisana jest na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
 Wielkie wrażenie robią też mosty, które niestety zostały zniszczone w czasie wojny i dopiero później odbudowanie.
Most Łańcuchowy

Most Wolności


Rejs był świetną zabawą i wcale nie żałuje, że nie załapaliśmy się na jego nocną wersję. Poi pierwsze dlatego, że pogoda nie sprzyjała swobodnemu zwiedzaniu i rozglądaniu się, a za dnia przynajmniej poświeciło trochę słońce i czasami bywało nawet ciepło. Po drugie lubię robić zdjęcia, choć mi to nie wychodzi. A w nocy to już w ogóle. A tak to i ciepło, i ładne widoki i zdjęcia.
Ale do listy "Wielkie plany i marzenia" nocny rejs po Dunaju zostaje zdecydowanie dopisany.
Parlament, widok z Dunaju

Kolejnym punktem wycieczki była wizyta w operze. Wszyscy obejrzeli budynek opery, który jest naprawdę piękny. Neorenesansowy z 1884 roku, ozdobiony rzeźbami kompozytorów. Wewnątrz bogate malowidła i zdobienia, a na zewnątrz... sfinks. Taki "mały" egipski dodatek.
Opera Budapesztańska

Opera Budapesztańska

Sfinks przed operą

Miałam dwie godziny wolnego czasu, który tylko po części poświęciłam na siedzenie w popularnym fastfoodzie. Kiedy udało się rozgrzać i skorzystać z internetu nadszedł czas na spacer. Sobotnie wrażenie monumentalizmu i przepychu trochę się rozmyło. Miasto z perspektywy przechodnia, który usiłuje się nie zgubić, ale mimo wszystko włazi w jakieś małe uliczki jest jakby przytulniejsze. Budapeszt okazał się bardziej kolorowy niż wydawało się to wcześniej.




Chyba najbardziej podoba mi się takie szwendanie po mieście. Zwłaszcza kiedy miasto ma coś do zaoferowania- czy to posągi i rzeźby czy kolorowe krzesła, stoły i rowery.
Ostatnim punktem programu był obiad z którego również zrezygnowałam na rzecz spaceru brzegiem Dunaju. Poza tym miałam jeszcze kilka bułeczek, które zjadłam obserwując popisy na desce jakiegoś chłopaczka, trzech rowerzystów na piętrowych rowerach i zachód słońca.

Most Wolności

Zachód słońca
To już ostatni wpis o wycieczce do Budapesztu. Więcej zdjęć z tego i innych wyjazdów na instagramie "IdęGdziekolwiek" oraz na stronie na Facebooku
Wpisy o Budapeszcie: