niedziela, 26 października 2014

Bieszczady i Beskid Niski- podsumowanie

Już drugi miesiąc powolutku mija od tygodnia spędzonego w Bieszczadach, Beskidzie Niskim i kilku innych miejscach do których akurat miałyśmy autobus. Jeszcze trochę miejsc zostało do opisania, ale czas już podsumować całość, zanim stanie się tylko garścią wspomnień i anegdotek(Lis w namiocie. Lis w namiocie!).

Zaczęłyśmy od wyjazdu z Katowic do Rzeszowa PolskimBusem w którym nie było internetu. Jak wracałyśmy i byłyśmy zainteresowane tylko snem to już był, ale kiedy miałyśmy ochotę coś obejrzeć to nie było. Zresztą TKM zepsuły się słuchawki do telefonu, więc i tak nic byśmy nie słyszały. Dwa minusy
dają plus.
W Rzeszowie czekali już moi rodzice i Michał u którego cała nasza banda (licząca 5 osób i psa rasy jamnik) nocowała. Wcześniej Michał pokazał nam herbaciarnie na rzeszowskim rynku: Modern Folk. Nie mają tam "Japońskiej Świątyni", dzięki czemu musiałam wybrać coś innego i poszerzyć swoje herbaciane horyzonty.
Drugi dzień to już bezpośredni wyjazd w Bieszczady. Dla nas wizyta w tych górach zaczęła się od Bieszczadzkiej Kolejki Wąskotorowej.
W Cisnej każdy z nas poszedł swoją drogą- to znaczy rodzice pojechali, a my poszłyśmy na pole namiotowe Tramp. Rozbiłyśmy
namiot, zrobiłyśmy jedzenie i poszłyśmy na wino wiśniowe do Siekierezady. Jedno wino zostało zmienione na jedno wino na pół.
Trzeci dzień zaczęłyśmy od przejazdu z Cisnej do Ustrzyk Górnych i przeszłyśmy Połoninę Caryńską.
Spałyśmy w Brzegach Górnych gdzie nasz namiot został podgryziony przez lisa, a lis został opryskany dezodorantem. Następnego dnia umyłyśmy włosy w zimnej wodzie i zaczęłyśmy łapać stopa. Już czwarty przejeżdżający samochód zawiózł nas do Cisnej. Miły kierowca dostał od nas Piwo. Tak z dużej litery bo to było Bieszczadzkie Piwo.
Kolejne dwa samochody i dwa busy dowiozły nas do Zawadki Rymanowskiej. Choć bo drodze nie brakowało przystanków i wielkich znaków zapytania. Padły też pytania filozoficzne w stylu "gdzie jesteśmy" i "dokąd zmierzamy".
Podróż nie była męcząca fizycznie, ale to, że tam gdzie my chcemy jechać nie chciał jechać nikt inny, a przynajmniej nikt kto dysponował dwoma miejscami w samochodzie było przynajmniej irytujące. Za to trud nasz nagrodzony został. W Chatce dostałyśmy herbatę, a ja zostałam jaśnie oświecona
Z Chatki w Zawadce Rymanowskiej poszłyśmy na spacer po okolicy, weszłyśmy też na dwie najbliższe góry: Piotrusia i Cergową. Przez tą ostatnią przeszłyśmy do Iwoniczna Zdroju a stamtąd pojechałyśmy do Krosna. Po drodze złapał nas deszcz i nasz wygląd na tym ucierpiał... choć trzeba przyznać, że nie miał większej różnicy.
W Krośnie spałyśmy w PTSM-ie, a rano zaczęłyśmy zwiedzanie. Muzeum, cmentarz i poczta- trzeba było w końcu wysłać pocztówki. Z Krosna pojechałyśmy do Rzeszowa, starając się przedtem przynajmniej stworzyć pozory porządnego wyglądu.
 W Rzeszowie spałyśmy u przyjaciół Michała (pozdrawiamy!), a następnego dnia zwiedzałyśmy miasto, odwiedziłyśmy ponownie herbaciarnie i oglądałyśmy wieczorny pokaz fontann przed powrotem do Katowic a później Gliwic.

1 komentarz:

  1. ach, przygodo! ;) w sumie już tę historię od Ciebie słyszałam, ale sobie poczytałam, a co!

    OdpowiedzUsuń