wtorek, 6 stycznia 2015

Warszawa- wrzesień 2014

Tłok na chodniku, wieczne korki i trąbiące samochody, drożyzna i kłęby spalin- takie miałam wyobrażenie o Warszawie. To już smog w Krakowie jest lepszy, bo Kraków przynajmniej ładny!
A tu niespodzianka. Warszawa okazała się mniej zatłoczona od innych dużych miast- ba! Mniej zatłoczona od Limanowej w dzień targowy!
Wyjechałyśmy już w poniedziałek chwilę przed północą. PolskiBus, którym jechałyśmy nie zatrzymywał się w centrum (lub czymś co w drodze wyjątku mogłoby dla nas za centrum uchodzić), ale blisko stacji metra. Pierwszy raz w metrze, pierwszy raz w stolicy, a już zaliczyłyśmy drzemkę na podłodze w oczekiwaniu na otwarcie metra. Zaczęłyśmy od wizyty w, a w zasadzie to pod, Pałacem Kultury. Było jeszcze ciemno, raczej chłodno i wszystko było pozamykane.
Czekamy na wschód słońca.

 Posiedziałyśmy więc jakiś czas w poczekalni na Dworcu Centralnym, słuchając ciekawej historii życia pewnego chłopaka. Nie nam ją opowiadał, ale siedział zaraz za nami więc
słyszałyśmy, nawet bez prób podsłuchiwania. Najbardziej lubię właśnie historię- czy to ludzi, czy miejsc. 
Niestety dworzec mimo czystości, nowoczesności, wygodnych ławeczek i innych rzeczy w tym stylu, które opisuje się jako "modernizacja" i "nowoczesność", miał wyłącznie płatne toalety. I prysznic który miał być otwarty, a był zamknięty. Prysznic nie był nam co prawda potrzebny, ale toaleta już bardziej i gdyby nie popularny fastfood nasze fundusze zostałyby bezzasadnie uszczuplone. Przecież inaczej wygląda 2 zł za toaletę, a inaczej 2 zł za lody i możliwość skorzystania z toalety.
Widok z naszego stolika w MacDonaldzie

Nie pamiętam już czy najpierw poszłyśmy do Punktu Informacji Turystycznej czy oglądać cmentarze, ale właściwe zwiedzanie zaczęłyśmy od Cmentarza Żydowskiego i Cmentarza Powązkowskiego. Dopiero później zajęłyśmy się innymi miejscami. 
Wtorek to nie jest dobry dzień na zwiedzanie. Dużo lepszy jest czwartek, kiedy do muzeów są darmowe wejścia. Trafiła nam się jednak ładna pogoda, pospacerowałyśmy więc po Warszawie. Obowiązkowe Krakowskie Przedmieście, Grób Nieznanego Żołnierza i Stare Miasto.
Grób Nieznanego Żołnierza

Rynek

Stare Miasto

Nie widać tego na zdjęciu, ale w tej fontannie robiła się tęcza

Przy Grobie Nieznanego Żołnierza odkryłam przycisk przywołujący japońską wycieczkę. Znajdował się w czarnej ławeczce i uruchamiał muzykę. Swoją drogą, pomysłowa sprawa.
Inne ciekawe rzeźby czy "instalacje artystyczne" sprawiły, że trafiłyśmy na Ziemię oraz ustaliłyśmy, że Piłsudski zawsze był ponurakiem.
Widok na Ziemię z orbity księżyca. Księżyc też widać. A amerykanie potrzebowali program kosmiczny za grube miliardy. Pff, amatorzy

Zgodnie z przedstawioną już na tym blogu zasadą, bilet kosztujący mniej niż chipsy i cola z Biedronki, to dobry bilet, zwiedziłyśmy więc barbakan. Był dość ciekawy, choć nie dla osób, które nie lubią czystej historii- jak na przykład tego jak stopniowo wyglądała budowa murów, jak przedstawiała się powojenna przebudowa i w czym pomogły zniszczenia wojenne. Zamiast przewodnika, który by nam opowiadał, przy wejściu dostałyśmy kartki z opisem każdej ekspozycji. W jednym miejscu wyświetlane były też filmy o badaniach archeologicznych i budowie tego miejsca.

Ostatnie godziny spędziłyśmy w Łazienkach Królewskich. Dokarmiałyśmy myszy czy inne ryjówki zimnymi i niedobrymi już frytkami z KFC i lepszymi trochę skrzydełkami na ostro. Te małe gryzonie obserwował z nami Poniatowski

 Posiedziałyśmy w kilku miejscach, pocieszyłyśmy się piękną pogodą, pawiami, wiewiórkami i innymi stworzonkami, czekając na powrotny bus. Warszawę muszę odwiedzić jeszcze raz- dopiero teraz widzę, że to było zdecydowanie za mało. Zostały przecież jeszcze muzea, a poza nimi tyle ciekawych miejsc w których można się po prosty przespacerować!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz